środa, 1 kwietnia 2015

Jak oszczędzać pieniądze?

Kto mnie zna, ten pewnie parsknął śmiechem, czytając tytuł tego posta. To żadna tajemnica, że ja i oszczędzanie to dwa sprzeczne pojęcia. Oksymoron. Złośliwi może nawet przeczytają ten post z ironicznym uśmieszkiem: co też ta Kasia ma do powiedzenia na TEN temat?

No cóż… nie mylicie się! Mimo usilnych prób wprowadzenia w życie oszczędnego modelu egzystencji, nadal kiepsko mi to idzie. Ale staram się! I - chcąc nie chcąc -  wciąż uczę się na błędach.

Dziś będzie o jednym z takich błędów.

Moi drodzy, nigdy, ale to nigdy nie wychodźcie z domu bez książki. Może skończyć się to fatalnie dla Waszych finansów. Taki oto los spotkał mnie w ubiegłym tygodniu… Idąc do tramwaju (miałam nim odbyć zawrotną dwudziestominutową podróż, a jak powszechnie wiadomo, taka podróż bez lektury dłuży się niemiłosiernie), uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąć coś do czytania. Jak na złość droga do tramwaju wiodła obok księgarni… Dopowiedzcie sobie ciąg dalszy…

Ale mało tego!

W księgarni stanęłam przed dylematem: ambitna (Jurij Andruchowicz Zwrotnik Ukraina) czy przyjemna (Lisa Unger Wyspa nieprawdy) lektura.
Jak to się skończyło? Kupiłam obie. A przy kasie dorzuciłam jeszcze ofertę z promocji (Gillian Flynn Zaginiona dziewczyna). Kasjerka zachęcała mnie do niej tak przekonująco, że wszelkie oszczędne hamulce puściły i księgarnię opuściłam solidnie obładowana.

Lektura ambitna wciąż czeka na półce, szczerze mówiąc, trochę boję się po nią sięgać, bo nie zapowiada się lekka książka czytana do poduszki.
Natomiast oba thrillery (tudzież kryminały – jakże płynne są granice między tymi gatunkami) pochłonęłam. I chętnie podzielę się z Wami moimi wrażeniami.

1. Lisa Unger Wyspa nieprawdy



Książka napisana naprawdę ładną prozą. Świetne portrety psychologiczne. Sam wątek dreszczowy rozwija się stosunkowo późno, ale może to i dobrze, bo – w moim odczuciu – jest najsłabszą stroną książki, momentami naciąganą. Ale, ale. I tak uważam, że warto przeczytać. Dosyć dobrze pokazuje mechanizmy uwikłania w toksyczną rodzinę. Wiem, wiem – to banał, temat stary jak świat. Jednak Unger pokazuje to na tyle przekonująco, że w trakcie lektury co i rusz przypominały mi się różne takie toksyczne relacje, które znam lub kojarzę z bliższego albo dalszego otoczenia. Książka o kobietach i chyba raczej dla kobiet. 

2. Gillian Flynn Zaginiona dziewczyna



Zupełnie inaczej sprawa ma się z bestsellerem (wg "New York Timesa"). Tu strona techniczna leży. Trudno mi uwierzyć, że książka, którą jarała się Ameryka, może być aż tak słabo napisana. Być może to kwestia tłumaczenia i redakcji. Sama nie wiem. W każdym razie po przebrnięciu przez pierwszych 50 stron (tomiszcze liczy w sumie 650), naprawdę zaczęłam wciągać się w fabułę. Książka jest przerażająco wciągająca, pełna zwrotów akcji i naprawdę poschizowanych wątków (wybaczcie to określenie, ale ono naprawę idealnie pasuje, zresztą czytanie co jakiś czas przerywałam okrzykiem „rany, ale schiza” – spytajcie mojego męża). Wnioski z lektury? Przed ślubem warto udać się z przyszłym współmałżonkiem do poradni psychologicznej na testy diagnostyczne. Więcej nie powiem, żeby nie spojlerować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz